sobota, 31 maja 2014

Leniwa sobota czy Blue mondays? Pomysł na serię!

Bez przedłużeń, znowu nawaliłam z obietnicą częstszych postów w tej kategorii, pomysłów mi nie brakuje z czasem nie jest tak źle,a więc o co chodzi ? O zaginiony pendrive, z cała masą inspiracji. To mnie w pełni nie usprawiedliwia,ale to jeden z ważniejszych powodów ku mojej nieobecności w tej kwestii. Kilka dni temu wpadłam na pewien pomysł ku  mojej mobilizacji i waszej uciechy. Czyli motywujący  post raz w tygodniu (być może częściej,zobaczymy czy to wypali ;p). Pozostaje pytanie do was który dzień jest najodpowiedniejszy,zastanawiam się nad tytułową oraz dzisiejszą sobotą oraz poniedziałkami z uwagi na ich nie co dramatyczny kontekst w tle pozostałych dni tygodnia.To cały czas pomysł,więc póki co dziś "uraczę" was pozytywnymi  wibracjami*.

Przyznam,że soboty mimo swojego pozytywnego zazwyczaj pomruku, w ostatnim czasie napawają mnie bardziej niepewnością niż jakimkolwiek wydźwiękiem szczęścia. To czasem frustrujące, ostatnio idę w myśl z zasadą  "Don't think to much" ,ale to trudniejsze niż można by przypuszczać. Wiosna jest w powietrzu, choć obserwuję ją niemal od początku,to dopiero dziś przyjrzałam się bliżej pąki rozkwitają luki na gałęziach się zapełniają, to jak magia. Zapach ligoli rozchodzący się po całej kuchni, różowe niebo, to wszystko napawa mnie radością ;]









* wpływ GD i Diplo w piosence Skrillex "Dirty Vibe"


Na koniec piosenka która chodzi za mną niczym mój cień kochana Dauther z coverem Daft Punk




piątek, 30 maja 2014

Breakfast in Bed - mięta doskonała

Poszukiwania idealnych mięt zaczęłam dosyć dawno,jeszcze w zeszłą wiosnę. Jednych z pierwszych lakierów o tym kolorze był z serii essence colour &go zimny odcień pomimo mojego entuzjazmu współpraca skończyła  się fiaskiem ponieważ lakier najzwyczajniej nie sechł. I stoi bezużyteczny do dnia dzisiejszego ;/
Następny był już utrafiony lakier marki PAESE bardziej żywy,ale o nim nie tutaj. Dziś pisze wam o lakierze którego sama nazwa jest dość zawadiacka,wyszedł pod szyldem marki Rimmel i narobił sporo szumu w blogosferze przedstawiam wam Rimmel 60 seconds "Breakfast in bed"




bąbelki z powietrza to dodatkowy efekt ;p


 Gdy poszukuję jakiegoś konkretnego odcienia praktycznie zawsze nie ma go na drogeryjnych półkach, pamiętam jeszcze takie sytuacje sprzed kilku lat. Teraz po prostu poszerzam poszukiwania ,okazjonalnie udaje mi się trafić i tak było w tym przypadku. Natknęłam się na niego w sieci i żałowałam,że nie upolowałam go na promocji w Rossmannie, niepotrzebnie bo udało mi się upolować go na innej o której pisałam wam TUTAJ


Nie mogę się na nie napatrzeć to odcień którego szukałam,delikatna mięta ,zarazem wyrazista  i subtelna. Co ciekawe lakier w buteleczce ma  taki lekko koralowy połysk coś a'la  lakier opalizujący ,jednak na paznokciach ten efekt zanika co dla mnie jest ogromnym plusem ! konsystencja jest dość rzadka,aplikacja nie należy do najprzyjemniejszych potrzebne są 2-3 warstwy,a nie schnie on za szybko (to z pewnością więcej niż minuta czyli tytułowe 60 sekund) jednak tragedii nie ma. Kolor to wynagradza. Co do trwałości zdjęcia są zrobione 2 dnia AKTUALIZACJA pierwsze odprysknięcie pojawiło się 6 dni co uważam za naprawdę dobry wynik.Na wierzch  nałożyłam przyśpieszaczo -utwardzacz Revlonu. Co sądzicie?





środa, 28 maja 2014

Nude manicure czyli Golden Rose w roli głównej

Nudziakowy lakier chodził za mną długie miesiące,odnalezienie odpowiedniego odcienia nie należało do łatwych zadań. W tamtym czasie na drogeryjnych półkach dominowały brązy,albo tak lekkie beże ,które po 3 warstwach nadal wyglądały jak odżywka. Poszerzyłam swoje poszukiwania ,wtem natknęłam się na tego nudziaka choć w buteleczce wydaje się dość chłodny i mdły na paznokciach zmienia swe oblicze.


na wszystkich zdjęciach lakier ma 3 dni bez top coatu ! 

To był drugi lakier od Golden Rose,za to pierwszy z serii Rich colour ,no.05. Jak na lakier w tak niskiej cenie jest solidnie wykonany,szklana buteleczka mieści 10,5 ml zakręcona plastikową imitującą metal zakrętką. Konsystencja jest taka akurat, do tego ma niesamowicie dobrą pigmentację,do pełnego krycia wystarczy 1 warstwa, schnie równie szybko.


 Zamówiłam go na ich stronie internetowej ,stacjonarnie również można je kupić zwykle w małych/osiedlowych drogeriach albo na ich oficjalnych stoiskach do tej pory natknęłam się na 1 ale jest dosłownie po drugiej stronie miasta więc rzadko kiedy jestem w tamtej okolicy. Rożnicę sprawia tez cena, zapłaciłam za niego nie całe 8 zł,gdzie na jednym z małych nieoficjalnych stoisk kosztował ponad 10. Z przesyłką cena wygląda inaczej,ale jeżeli planujecie jeszcze zakup innych produktów weźcie to pod uwagę. Osobiście nie jestem przekona do takich małych stoisk, często natknęłam się na przeterminowane produkty zwłaszcza wśród lakierów.





Przechodząc do jego trwałości,nie spodziewałam się tak długiej egzystencji,lakier spokojnie potrafi wytrwać 5 dni bez najmniejszego odprysknięcia ,będąc szczera nie wiem ile może wytrwać maksymalnie bo po 5 dniach go zmyłam. Ale sam wynik 5 dni to zadziwiająco długo. Co ważne ani wtedy ani teraz nie nałożyłam żadnego top coatu ! Sam kolor zaczął mi się podobać po dłuższym czasie,jest bardzo uniwersalny- pasuje do każdego stroju czy makijażu zarówno wieczorowego mocniejszego jak i delikatnych dziennych. Świetnie nadaje się do współpracy z innymi lakierami np. marki Pease czy brokatowych z Catrice. Dowody poniżej:

z brokatowym  Las Vegaz oraz 50 Gliterazzi Catrice
Y
z 336 Paese,lekko zaczęła odpryskać,ale zdj,ecie zostało wykonane po dobrych kilku dniach ;]


wtorek, 27 maja 2014

May haul part 2

To były zaplanowane zakupy, jedynie odłożone w czasie. Nie miałam ostatnio kiedy się im bliżej przyjrzeć na sklepowych półkach. do tego dochodził fakt,że na kilka z nich nie mogłam się zdecydować, ale nareszcie są ;]


 Kupno lekkiej mgiełki do włosów chodziło mi po głowie od dawna,jeszcze w zimie tak na dobrą sprawę. Po rozpoczęciu produktów TIGI  z serii Bed Head z którą początkowo moje włosy nie chciały się zgrać i mocno przetłuszczały się na skalpie pomyślałam o dołączeniu jakiejś mgiełki i tak trafiłam na populara cece med z jedwabiem,niestety nie mieli jej w Rossmannie , więc zdecydowałam się na Aussie Miracle Recharge widziałam je u kilkunastu blogowiczek z glossy bądż shinybox ów . Podobnie było z płynem micelarnym, tyle że tu problemem okazywał się wybór ponieważ miałam na swojej liście kilka z nich,w końcu padła na BOURJOIS Micellar Cleasing Water. Pewnie większość z was nie ochłonęła jeszcze po okresie promocji zarówno w Rossmannach, Naturach czy Hebe? Ja po dłuższym przemyśleniu sprawy żałowałam,ze nie kupiłam kilku rzeczy i myślałam,że prędko ich nie nabędę zważając na ich ceny,a tu niespodzianka. nie wiem czy ta oferta obowiązuje we wszystkich Rossmannach i niestety nie wiem do kiedy trwa,ale rozpoczęła się 23 maja, lakiery Rimmela z serii 60 seconds z limitowanej serii promowanej twarzą Rity Ory kosztują niewiele ponad 7 zł z 11. Zawsze to kilka złotych więcej w kieszeni.Więc warto zajrzeć i to sprawdzić. W moim koszyku wylądowały 2  "Breakfast in bed" w kolorze delikatnej miętki z delikatnymi drobinkami oraz "Pillow talk" czyli rozbielona błękit.
 Co wam ostatnio wpadło w łapki?

wtorek, 20 maja 2014

Szukając idealnej brzoskwini napotykając na łososia

Hej ,na poniedziałkowy poranek lekki pościk odnoszący się do łupu z Rossmana. Zainteresowane?

Będąc zachęcona prześlicznymi zdjęciami w sieci postanowiłam przygarnąć do siebie mini Max Factor-a 'Pretty in Pink" pod swoje skrzydełka, mogłyście go zobaczyć w poprzednim haulowym poście. Mała zgrabna buteleczka z zaledwie 5ml pojemnością, w sumie dla mnie to całkiem niezły pomysł bo nie udało mi się dotąd zużyć samodzielnie całego lakieru. Cena jest mało mówiąc wygórowana (ponad 20zł ) biorąc pod uwagę pigmentację. Nie wiem czy to dotyczy całej serii czy pojedynczych kolorów,ale lakier niesamowicie się smuży,a do pokrycia całej płytki niezbędne były 3 warstwy choć pod dobrym światłem i z odpowiedniego kąta nadal prześwituję ta bialutka końcówka paznokcia. Mimo słabej pigmentacji,pojedyncze warstwy schną w całkiem porządnym tempie. Dla wzmocnienia efektu oraz chęci sprawdzenia czy to nie chwyt reklamowy nałożyłam na płytkę wysuszacz Revlonu. Więc nie jestem w stanie stwierdzić ile wytrzymuje sam lakier. A jego konsystencja jest dość gęsta jak na 'świeży' lakier. Poniżej swatche po 3 dniach od malowania.






Tytuł posta jest nietypowy i ma wiele wspólnego z moimi odczuciami po pomalowani nim paznokci. Na swatchach wyglądał on po prostu ślicznie taka lekka,ale nie mdła brzoskwinka. Na moich to wręcz pomarańczowy łosoś! Który ani trochę nie przypadł mi do gustu. Nosze go tylko ze względu by sprawdzić ile czasu podtrzyma go Revlon (aktualizacja,miałam go przez 4 dni,pod koniec 3 lekko odprysł na jednym paznokciu) ,ale bardzo mnie to irytuje, wątpię ,że będą go nosić 'solo' do tego musiałabym się do niego przekonać,a to nie będzie proste zadanie. Zdażyło wam się kupić taki lakier,który zawiódł was pod względem koloru?

piątek, 16 maja 2014

Frustracje ,rozczarowania i niespodzianki - czyli Finał 5 Pamiętników Wampirów wrażenia.

Ok,ok w jednym z postów ubiegłorocznych konkretnie TYM przedstawiłam wam nie tylko moje odczucia związane z samym serialem,ale też fakt,ze zrezygnowałam z dalszego śledzenia losów jego bohaterów. Nie wyczekiwałam zniecierpliwiona na sezon 5 (który został już zakończony), ale skoro pisze ten post jakoś musiałam do niego wrócić? I tak było,ale powodem nie jest jak by się mogło wydawać jakaś tęsknota,czy nie wiadomo co jeszcze,ale zwyczajna nuda. Powiedzmy,że miałam wolną godzinkę w grafiku.
wiem,że to plakat promujący 4 sezon

Większość odcinków nie zrobiła na mnie wrażenia godnego zapamiętania odczucia były podobne jak i podczas 4 sezonu,choć nie wnikając głębiej odnoszę wrażenie,że jednak znaczna część wiała po prostu nudą. Jak wspominałam w tamtym poście,cechą która na początku była dużym plusem serialu czyli ciągłą akcja stała się zwyczajnie jego negatywną stroną,odcinki przestały być tak dynamiczne i nie przewidywalne za to jest bardziej nużący i gdzieś po 15 minutach traciło się nim zainteresowanie. Również ironizowanie co drugiej kwestii nie jest patentem na dłuższą metę,na początku owszem zyskało sukces,ale to już tak nie działa na publikę.

 Do tego doszedł fakt,braku logiki. Wiem,że w serialach z postaciami z mocami/umiejętnościami nad przyrodzonymi to ostatnia rzecz jakiej się w nich szuka,ale  to co tam się dzieje wychodzi poza taką wytyczna normę w serialach i pomijania rożnych faktów/zdarzeń dla przykładu: Skoro ów dziewoja Elena była na tyle sprytna by zorientować się,ze jej chłopak (już wtedy?) jest wampirem,to jak nie połapała się ,że jej przyjaciółka jest duchem przez całe wakacje (dodam fakt,że znają się całe życie)  Do tego fakt,który denerwował mnie od baardzo dawna w tym serialu czyli temat związków pod tym względem naprawdę PW przypominają znaną wszech i wobec modę na sukces,czyli sami wiecie o co chodzi. Czy jest tam osoba która nie była z kimś (przelotnie czy na stałe) kto potem był z jej 'przyjaciółką'/znajomym? Z postaci które nie zginęły tak szybko jak się pojawiły na ekranie? Widzę las rąk. Ciekawą kwestią,widoczna też w polskich serialach jest zniknięcie bohaterów jak np. w PW dziewczyny Alarica,pani doktor.

Tak w ogóle 'przyjaźń' w PW to totalne zaprzeczenie znaczenia tego słowa. To wręcz kpina, na początku serialu owszem miało to swoje fundamenty i trwało,ale z czasem to przekształciło się w coś niefortunnego. Rzeczy które oczekują od siebie tzw.'przyjaciele' 'bo się przyjaźnimy' są niedorzeczne, a większość relacji jest oparta na szantażach. nie bierzcie przykładów wzorowej przyjaźni z tego serialu ;]

Rzeczą która mnie mocno zdziwiła jest bardzo szybkie ucięcie wątków które były w 5 sezonie rzeczywiście po części nie oczekiwane i wciągające: postać Nadii i jej relacji z Katherine, instytucja Augustine (m.in kariera ojca Eleny czy dieta Michealsona ), postać Qetsiyah, Tom-a Avery, czy Amary (ogółem więcej o przeznaczeniu sobowtórów,a nie tylko retrospekcje i domniemania), sabat Liv i Luka.

W tym sezonie można by stworzyć listę top momentów (uratowanie Katherine przez Stefana czy sposób pożegnania teoretycznego odejścia również Kathrine z tego świata ) oraz najbardziej dennych zdarzeń jak cały wątek 2 znikającej strony sposób przedstawienia jej (przez wieki Marcos nie znalazł oddanych fanatyków i nagle puff i się zjawił? Serio?), osobne piekiełko dla Kathrine, ogółem uśmiercenie jej w tak beznadziejny sposób w 'rodzinnej' atmosferze w domu Salvatorów czy skazana na porażkę misja 'ukryjmy się przed podróżnikami' kto był autorem tego bez bezprecedensowego pomysłu? ).

Cechą która naprawdę zaważyła na mojej opinii również poprzedniej jest fakt powrotów z zaświatów, na początku (strzelam,że sezon 1 i 2 było to granicą nie do pokonania dla nikogo ) ,mimo,że ten fakt jest smutny to był w pewien sposób prawdziwy w realnym świecie mimo tej otoczki jesteśmy nieśmiertelni (tak akurat..Harry Potter i jego różdżka to poważne zagrożenie dla ponad 100 letniego wampira.. ), utknęliśmy na stopniu rozwoju przeciętnego nastolatka itd. Natomiast z czasem okazało się,że nie tylko się da ba!Jest to możliwe na wiele sposobów i znikający i pojawiający się na przemiennie bohaterowie to już norma. Następną anologiczną sprawą jest fakt, kto powraca, jak pokazał nam to końcowy odcinek 5 serii, logiki tu również brak biorąc pod uwagę ilość osób które zginęły z sezonu na sezon i ich status nadprzyrodzony oraz fakt,że druga strona nie od 'dziś' mogła obserwować życie innych więc jakim cudem nie wiedziała o tej całej 'akcji' ? Do tego przechytrzenie Silasa,było zbyt łatwe skoro on miał podobnie jak Kathrine osobną otchłań w której był bodajże z Qetsiyah to biorąc pod uwagę,że to również jest nie żywa część ,też się rozpadła co za tym idzie obie postacie zniknęły na dobre? Śmię wątpić. A jakie są wasze wrażenia?




czwartek, 15 maja 2014

May haul czyli wyniki promocji w Rossmannie ;]

Nie dokonałam zakupów ponad miarę i kupiłam tylko jeden nie planowany produkt ;] Cieszę się,że tym razem dowiedziałam się o promocji w czasie gdy miałam coś na ojej liście. Nie zakupiłam wszystkiego,ale cieszę się ze zdobytych łupów,szczególnie na to ile na nich zaoszczędziłam ;]

To zaledwie 2 produkty do ust: szminka z serii Lasting Finish Rimmel-a i tint Manhattan-u. Z początku zastanawiałam się nad tintem z NYX-a,ale po przejrzeniu gamy kolorystycznej zdecydowałam się na Manhattan obawiam się lekkiego wysuszenia,ale zobaczymy ;] Z lakierów mam 2 mini Max Factory; Pretty in pink (który w żaden sposób nie kojarzy mi się,ani nie wygląda na róż) oraz Fantasy Fire (planuje używać go jako top coat) oraz wysuszacz-utwardzacz Revlonu w formie olejku. Zamierzałam upolować ten z Sally Hansen,ale ktoś mnie wyprzedził. Czym wy możecie się pochwalić ?



wtorek, 6 maja 2014

Glinka Ghassoul,Organiqe - pierwsze wrażenia

Hej wszystkim,jak minęła wam majówka? Mam nadzieje,że maturzysto udało się trochę odpocząć by nie przystąpić do matur w rozdygotanym stanie, a'propo powodzenia dziś dzień drugi szkoda,że nie ostatni. Rybo nie spinaj się ;* Yuki trzymaj się ;]
tajemnicza paczuszka

Wracając do tematu 'przewodniego' opowiem wam trochę o moich dotychczasowych znajomościach z glinkami,do tej pory używałam 2 jednej zawartej w maseczce którą recenzowałam tutaj,oraz czystej zielonej. Pierwszą była właśnie ta druga, nie pamiętam gdzie po raz pierwszy o nich usłyszałam,ale zapewne gdzieś w sieci. Po zebraniu informacji,zdecydowałam się na zieloną,miałam spore oczekiwania,a mój zapał podsycały recenzje i opinie innych blogowiczek zachwalających ją niemal pod niebiosa. Zakupu dokonałam na alledrogerii wraz z kilkoma innymi kosmetykami. I tu podkreślam,że nie byłam doinformowana, nie wiedziałam nic o tym,że nie wolno pozwolić glince wyschnąć więc zaschła po jakiś 3min od nałożenia,ze skorupą chodziłam jakieś 15 min i miałam wrażenia,że moja twarz zamienia się w skałę,do tego prawdopodobnie źle oceniłam proporcje. Ogółem po pierwszym użyciu nie widziałam żadnej różnicy (miałam za to ściągniętą twarz ;/) Cóż tu wiele mówić zniechęciłam się (wiem,wiem na wyniki trzeba poczekać,ale nadal jakoś nie mogę się przekierować na zieloną).Ogółem zapał na tę jak i inne glinki gdzieś się ulotnił. Anyway,los tak chciał bo nic nie dzieje się przypadkowo,że zakupiłam koreańską maseczkę przy wspólnych internetowych zakupach z mamą. Kierowałam się opisem działania i rodzajach skóry do których była przeznaczona,z początku nie wiedziałam,że zawiera GLINKI. Była to glinka różowa (połączenie czerwonej i białej) teoretycznie nie przystosowana do skór tłustych ,lecz dla wrażliwców/naczynkowców czy skór zmęczonych. Nie spodziewałam się po niej takich efektów więcej w recenzji. Ta przygoda (która trwa nadal,lecz samej maseczki jest jej już niewiele więc używam jej kiedy moja cera jest przybita) pozwoliła mi  na danie glinkom drugiej szansy. W sumie nie wznowiła początkowego zapału. I tu ów dzież przez 'przypadek' natknęłam się na glinkę marokańską przy poszukiwaniach produktów zarówno naturalnych i drogeryjnych zapobiegających powstawania zaskórników i zmniejszeniu rozszerzonych porów. Opinie ogromnie mnie zdziwiły są wręcz jednogłośne, czytając o jej zarówno delikatnym (pod względem nie wysuszania itp.),skutecznym po pierwszym użyciu działaniu byłam naprawdę zainteresowana. Na zakupy wyruszyłam jeszcze przed majówka,ale pomyliłam 'umiejscowienie' stacjonarnego sklepu wtedy tez odkryłam,że niepotrzebnie jechałam tak daleko bo najbliższy sklep Organiqe jest kilka przystanków ode mnie ;] Wczoraj byłam tam po raz pierwszy i nie ostatni. wpadłam tam za kilka minut ósma i byłam pewna ,że zanim zdążę wypowiedzieć 'dzień dobry' zostanę poinformowana o zamknięciu co wcale by mnie nie zdziwiło,a tak się nie stało. Byłam pod wrażeniem bardzo miłej obsługi,która nie próbowała wcisnąć mi czegoś o co nie prosiłam,a na zadane pytania odpowiadała po prostu szczerze,anie po to bym po prostu coś zakupiła. Ucieszył mnie ogromnie fakt,że glinkę można zakupić na wagę. Dzięki,czemu oszczędzę trochę pieniędzy i uda mi się ocenić rzeczywiste działanie, wcześniej czytałam,że najmniejsza ilość to 100g za ok.20 zł to nie są wilekie pieniądze,ale chciałam sprawdzić czy ,że tak powiem się 'przyjmie'. Wracając do samych zakupów dostałam próbkę peelingu enzymatycznego który kusi mnie od dawna,lecz jego cena skurczyła by mój portfel do rozmiarów orzeska ziemnego.Po wypróbowaniu peelingu Dermiki, który też szczególnie tani nie był,a efekty są żadne,stwierdziłam,że coś dobrego w tym 'fachu' powinnam zakupić. Jestem go bardzo ciekawa ;]

Dziś użyłam jej po raz pierwszy,uzbroiłam się w plastikowe naczynko,plastikową łyżeczkę (glinki reagują z metalami)  i wodę mineralną w sprayu do odświeżania glinki. Rozmieszałam ok.3/4 łyżki stołowej i wodą którą dolewałam na oko do konsystencji gęstej papki,nałożyłam na twarz na 15 min w tym czasie nie pozwalając glince wyschnąć. Już pod czas zmywaniu byłam zaskoczona,ponieważ pory znacznie się zmniejszyły,a moje wągry na całym nosa stały się mniej widoczne. Ogółem skóra stała się jaśniejsza,odświeżona,nie czułam żadnego rodzaju ściągnięcia. Do tego samą glinkę bardzo łatwo zmyć. Jestem naprawdę pod wrażeniem, o pełnych rezultatach napisze w recenzji,kiedy już ją zużyję,mam nadzieje,że będą to trwałe efekty. A jakie są wasze doświadczenia z glinkami,używałyście glinki marokańskiej? Która glinka daje u was najlepsze efekty ?