poniedziałek, 30 czerwca 2014

June Haul + wstępne recenzje

W czerwcu zaszalałam z zakupami kosmetyczno-pielęgnacyjnymi. Uznałam,że tym razem przedstawię wam miesięczne zdobycze w jednym poście,więc cierpliwie (choć momentami było trudno) zebrałam wszystkie paczki. A ponieważ 1 przyszła z dużym opóźnieniem miałam okazję przetestować część produktów w mniejszym bądź większym stopniu, poczekałam jeszcze trochę czasu by mieć większe pole popisu by powiedzieć cokolwiek o nich i oto są:
klasowe zdjęcie ;p 

W dzień dziecka udało mi się skorzystać ze sporej przeceny w Superpharm i tym sposobem zakupiłam żel do mycia twarzy z ekstraktem z zielonej herbaty marki Dermedic (upolowany za połowę regularnej ceny!) oraz tonik Eucerin z 2% kwasem mlekowym. Żel czeka grzecznie na swoją kolej, natomiast toniku użyłam dopiero raz więc nie jestem w stanie nic powiedzieć.

Dalej zakupy z alledrogerii czyli:

olej migdałowy marki KTC - używam go do olejowania  i szczerze choć był to jeden z najbardziej oczekiwanych produktów jak na razie nie sprawdza się na moich włosach. Szykowałam dla was post o aktualnej ich pielęgnacji (jeszcze z olejem kokosowym Vatiki) ponieważ ich stan naprawdę się polepszył,natomiast teraz jestem nim zaniepokojona.

Maseczka skin79 "I'm Purifying" do cery tłustej - moja pierwsza sheetowa maseczka,nie chce o niej za wiele zdradzać powiem tyle,że miło mnie zaskoczyła jej recenzja pojawi się niedługo ;) Oraz komplet 5 pędzelków marki ecotools.

Przyszła pora na moje pierwsze zakupy na e-naturalne oraz ogółem większe starcie z kosmetykami naturalnymi które sobie przyrządzam (jeśli liczyć mieszanie ich z wodą ;p). Zakupiłam:
glinkę różową - używam jej od kilku tygodni,będąc szczera liczyłam na większe rezultaty
peeling enzymatyczny z owoców tropikalnych - po sporym zawodzie z peelingiem Dermiki, zastanawiałam się nad peeligiem z Organiqe jednak ze względu na jego ceny musiałabym zrezygnować z czegoś innego. Wtem przez przypadek znalazłam ten i postanowiłam spróbować. Co mnie ogromnie zdziwiło to jego urzekający zapach- kojarzy mi się z kosmetykami dla dzieci,trudno go nie polubić,do tego jest całkiem wydajny (moje opakowanie ma 30g,a jestem mniej więcej w połowie),co do działania bliżej mu do maseczki niż do peelingu.

oraz kwas hialuronowy w żelu 1%  - nie używałam fgo jeszcze,planuję przyrządzić z nim serum na końcówki gdy zrobi się zimniej oraz jako nawilżające serum do twarzy.

Ostatnim kosmetykiem zakupionym online (konkretnie w sklepie myasia) jest:
krem bb marki Holika Holika z serii "Petit" konkretnie watery SPF25 PA - lekki,do tego z ochroną niewielką ,ale jednak, dający efekt pół glow bardziej idący do matu, mimo tego nie jestem zawiedziona,ma śliczny zapach owocowy szkoda,że nie czuć go na buzi.

Do czerwcowych zakupów stacjonarnych należy:
pędzelek do kresek Vipera Professional - miękki skośnie ścięty pędzelek z włosia koziego,z drewnianą 'rączką' nie wiedziałam do tej pory jak trudno jest znależć pędzelek tego typu (do kresek) z naturalnego włosia! Przemierzyłam kilka drogerii w tym Douglasa i nic,dopiero w Viperze udało mi się go zakupić do tego w całkiem przystępnej cenie ok.15 zł.

mydło Aleppo z 50% oleju laurowego i 50%oliwy z oliwek - mydełka używam już ok. miesiąca. Przez pierwsze tygodnie używałam go rano, natomiast od niedawna stosuję je zarówno rano i wieczorem.Charakterystykę zostawiam na pełna recenzję, co do zauważalnego działania zmniejsza przetłuszczanie się skóry,nie powoduje w żadnym wypadku przesuszenia czy wysypu oraz jest niesamowicie wydajne!

Przyszedł czas na próbki ,tym razem wpadło do mnie kilka bebików od skin79 płachtowa maseczka, esesncje ze śluzu ślimaka Holika Holika Snail Skin essence oraz 
 krem zmniejszający pory Lioele C.A.D Oxygen Pore cream - starczył na 2-3 razy w tym kiedy podrażniłam sobie skórę na policzkach, za krótko go używałam by mógł zadziałać jakkolwiek,jego konsystencja była nie co żelowa, wchłaniał się w średnim czasie miał bardzo ładny zapach. 


   

czwartek, 26 czerwca 2014

Pierwszy krem cc od Tony Moly - wstępne wrażenia

Próbkę dostałam kilkanaście miesięcy temu, wtedy używałam głównie podkładu Colorstay od Revlonu i ogółem odstawiłam bebiki na bok, potem najzwyczajniej o nim zapomniałam. I ku możliwemu zaskoczeniu wszystkich postanowiłam go wypróbować w bardzo ważny dzień,w którym to ważyły się moje dalsze losy więc dobry mam na myśli tutaj wcześniej zaplanowany makijaż który nie sprawi,że będą wyglądać gorzej był najbardziej potrzebny. Czasem zaskakuje samą siebie ;] Przechodząc do konkretów: krem nazywa się Tony Moly Luminous Pure Aura CC Cream SPF 30PA
próbka to środkowy kwadracik od lewej strony


Konsystencja: gęsta

Kolor: biały, z malutkimi drobinkami (nie mylić z peelingiem), to było dla mnie ogromne zdziwienie, po czym po kilku sekundach od nałożenia na twarz zaczął się dopasowywać niemal magicznie ;) Ogółem świetnie się dopasowuje  do odcienia skóry,nawet lepiej niż Lovely Girl od skin79 przy którym łatwo przesadzić i wyglądać za blado ,ale nie trupio.

Zapach: podobnie jak przy Lovely girl, przyjemny,nie duszący,nie prze perfumowany ogółem bardzo ładny ,wyczuwalny po nałożeniu tylko przez kilka minut.

Działanie: od początku podejrzewałam,że krycie będzie mierne i tak jest, ostatnio moja cera nie przysparza mi większych problemów więc nie miałam potrzeby przykrywania czegokolwiek nad to,więc dla mnie nie był to problem. Ale dla wielu osób może nim być,poza tym kiedy szukam kremów bb ogółem skupiam się nad tym by był średnio w kierunku mocno kryjącego, na takie awaryjne sytuacje. Mając oddzielny na lekkie dni. Wracając na chwilę jeszcze co do efektu jaki daje, bo to ciekawa kwestia. Z jednej strony daje mat,który swoja drogą sporo się trzyma,z drugiej skóra wygląda na promienną i naturalnie podkreśloną. to taki pół mat,ale nie płaski i zarazem rozświetlenie. Naprawdę fajnie to wygląda. Po całym dniu noszenia zauważyłam,ze zbiera się tworząc takie jakby plamy zebranego pigmentu, nie widać jej z dużej odległości,ale u mnie przy jednej z aplikacji się pojawiły więc warto wsiąść to pod uwagę. Co do zapychania po tak krótkim czasie używania nie jestem w stanie tego stwierdzić, jak już zdążyłam się przekonać przy kremach bb przy początkowym używaniu nic nie musi wyskakiwać,ale potem no cóż.

Czy kupie pełnowymiarowe opakowanie? Przyznam,że zastanawiam się nad tą kwestia, krem daje fajny efekt, ma SPF 30 PA + + ,jest wydajny - jedna saszetka wystarczyła na 3 aplikacje , niestety ma słabe krycie,wysoką cenę i te zbieranie się go jest dal mnie zastanawiające. Jeśli upolowałabym go za mniejsza stawkę,to może na takie lekkie dni.


niedziela, 15 czerwca 2014

Revlon just Bitten Kissable no.040- recenzja pomadki koloryzującej

Po krótce:
'Pomadki Just Bitten Kissable Balm Stain to nietypowe połączenie balsamu do ust oraz produktu typu stain trwale barwiącego usta. Paleta zawiera 12 różnorodnych kolorów w odcieniach od cielistych poprzez żywe róże i czerwienie do kolorów bardzo nasyconych. Just Bitten Kissable Balm Stain to nie tylko nawilżająca żelowa formuła i wysoka trwałość koloru, dodatkowo pomadki te posiadają delikatny miętowy zapach i smak, dający wrażenie lekkiego odświeżenia. '




Konsystencja: typowo pomadkowa;tłusta, łatwo wsiąka w usta, co ważne nie klei się !

Kolor: to ogromna zaleta tej pomadki, ponieważ o intensywności decydujemy my same nakładając odpowiadającą nam ilość. Może być bardzo intensywny,bądź ledwo zauważalny swatch poniżej:
zdjęcia są wykonane w świetle sztucznym 



Zapach:  miętowy,czasem po ich nałożeniu odczuwa się taki 'chłodek'.

Opakowanie: pomadka jest 'zapakowana' w pudełko niczym po kredce z zatyczką.To śmieszne i dość popularne wśród drogeryjnych marek rozwiązanie spotkałam identyczne przy produktach Bourjois czy Rimmel-a. Moje jest wykonane z pomarańczowego plastiku z metalową końcówką. Pokryte jest napisami: marka,seria itd. Niestety napisy zaczęły się ścierać dość szybko,co nie wygląda zbyt estetycznie.Samo opakowanie trudno mi powiedzieć czy jest trwałe ze względu,że uważam by nie musiało upadać by to udowodnić. Natomiast mam zastrzeżenia co do sposobu wyciągania produktu,ponieważ jej nie temperujemy, a przekręcamy tę metalową końcówkę .Ponieważ ta zakrętko-końcówka nie jest stabilna tzn.po odkręceniu jakiejś tam części pomadki ona się kiwa, przez co ta wysunięta część łatwo się chowa bądż za bardzo odkręca. Mam nadzieje,że wiecie co mam na myśli. Mi to osobiście przeszkadza.


Działanie: mogę wam się przyznać,że to pierwsza pomadka koloryzująca która rzeczywiście nawilża moje wymagające w pielęgnacji usta. Działa jak kojący balsam,kiedy nie są w tragicznym stanie.Wiele słyszałam o kolorowych pomadkach,ale zazwyczaj same recenzantki podkreślały,że sprawdzają się na nie problematycznych ustach . To wielkie zaskoczenie przy tym produkcie. Do tego fenomenalnie się trzyma,naprawdę długo i świetnie się prezentuje. Jestem ogromnie zadowolona ;)

Dostępność: średnia,drogerie superpharm, niektóre drogerie Rossmann,Douglas.

Cena: ok. 50 zł,sporo jednak uważam,że warto ;)

Czy kupię ponownie? Owszem.

piątek, 13 czerwca 2014

Glinka marokańska (Ghassoul) - recenzja z miesiąca 'znajomości'

Hej, o glinkach jest głośno w sieci nie od dziś o moich początkach z nimi oraz niezbyt pochlebnej relacji na nie mogliście czytać tu wraz z krótką opinią o tytułowej. Dziś powiem nie co więcej na jej temat, po miesięcznej 'kuracji' mam czym się z wami podzielić ;) Z góry uprzedzam,nie ma zdjęć ,nie miałam już czemu zrobić swatchy,bo najzwyczajniej już jej nie posiadam,ale ciekawych zapraszam do podanego wyżej linku,gdzie można podpatrzeć jak wyglądała.

O samej glince:
'Glinka Ghassoul to w pełni naturalny minerał zbudowany głównie ze stewensytu (minerał gliniasty), którego głównym składnikiem jest krzemian magnezu. Krzemionka po wymieszaniu z wodą przybiera postać błota posiadającego właściwości myjące i odtłuszczające. Glinka ma szerokie zastosowanie (może być używana jako mydło, szampon, maseczka na twarz i ciało a także w zabiegach w salonach SPA & Wellness). Działanie glinki Ghassoul polega na absorpcji zanieczyszczeń - nie jest ona w żaden sposób agresywna dla skóry, włosów, czy śluzówki.
Podstawowe właściwości zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez 2 niezależne laboratoria amerykańskie 
(International Research Services Inc. i Structure Probe Inc.):
- redukuje suchość skóry 79% 
- redukuje łuszczenie się skóry 41% 
- poprawia czystość skóry 68% 
- poprawia elastyczność/jędrność skóry 24% 
- poprawia strukturę/teksturę skóry 106% '

BARDZO WAŻNE: nie można mieszać ani rozrabiać glinki w przedmiotach metalowych, ponieważ reagują z nimi.

Konsystencja: miałki lekko brązowy proszek,bez większych 'kawałków'

Zapach: i tu mogę wiele osób zaskoczyć,ponieważ spodziewałam się dosłownie czegoś niczym z ziemi,a dostałam bardzo ładnie pachnący produkt: naturalnie ale zarazem kosmetycznie, nie jest nachalny,nie dusi.

Opakowanie: ja kupiłam ja na wagę i była w takiej plastikowej folii zawiązana takim jakby papierowym sznureczkiem. Nie było to zbyt wygodne rozwiązanie,ale żadnego wypadku z utracona glinką nie miałam,dałam radę i całą zużyłam na buzi,a nie na podłodze czy dywanie więc ogółem sukces ;) Oczywiście można ja zakupić w większej gramaturze w słoiczku dość okazałym.

Przygotowanie: ponieważ jak to glinki jest w postaci proszku i jej rozrobienie to połączenie dokładne z wodą bądź hydrolatem. Ja używałam wody mineralnej, w proporcji różnej. Szczerze wam powiem,że przystosowując się do niej efekt może was nie zadowolić. Ja stwierdziłam,że to taka metoda prób i błędów i nie skupiam się ile ma być czego,tylko by konsystencja rozrobionej glinki była odpowiednia czyli takiej gęstszej pasty,a nie wodnista. Wbrew pozorom to nei zajmuje wiele czasu,kiedy nabierzecie wprawy to będzie niemal naturalne.

Sposób użycia: nakładałam na oczyszczoną wcześniej buzię,po peelingu enzymatycznym na 15-20 min i tu bardzo ważna rzecz. Nie można pozwolić glince wyschnąć,czyli kiedy czujemy,że ona zastyga (mamy problem z mimiką twarzy) to spryskujemy te miejsca twarzy wodą mineralną/wodą termalną/hydrolatem. Dzięki temu glinka zadziała i będzie ją o wiele łatwiej zmyć ;)

Efekty: Używałam jej przez miesiąc ,2 razy w tygodniu. I powiem wam,że mam do niej mieszane uczucia. glinka jak wspomniałam we wstępnej recenzji daje niemal od razu bardzo zauważalne efekty: rozjaśniona,pełna blasku cera, zmniejszone pory i odrobinę mniej widoczne zaskórniki. Tyle,że ten efekt jest bardzo krótkotrwały,a naprawdę szkoda. Po każdym użyciu tak było,niezależnie czy trzymałam ją wilgotną dłużej i w jakiej 'proporcji' ona była bardziej wodnista,bardziej w paście. To mnie zawiodło. Natomiast ciekawą kwestia jest to,ze podczas używania glinki ogółem przez te parę tygodni cera była w lepszej kondycji i solo prezentowała się bardziej niz do przyjęcia (mam bardzo wysokie wymagania co do niej solo).

Czy ją polecam? Uważam,że warto spróbować, zastanawiam się nad jej kupnem ,teraz mam coś nowego natomiast kiedy to skończę na tyle,by mieć jakieś porównanie to zobaczę co lepiej działa i wam opowiem ;) Ale wracając do tego czy warto, chociażby cena jest niewygórowana na początek radzę kupić ją na wagę ,mi wystarczyły 4 miarki (nie wiem ile tego konkretnie było,w ORGANIQE tak to mierzą) wystarczyła na 8-9 użyć ,a zapłaciłam coś ponad 6zł. Więc to mała kwota,to produkt naturalny,więc nie zrobicie sobie krzywdy,wybór oczywiście należy do was. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Pomijany aspekt - klucz w pielęgnacji skóry tłustej i mieszanej czy trądzikowej

Kilka lat temu kiedy to stawiałam pierwsze kroki w pielęgnacji skóry i zaczęłam w ogóle zwracać uwagę na jej 'wygląd' na drogeryjnych półkach przystosowanych dla cer tłustych (powiedzmy młodzieńczych) największą 'sławą' cieszyły się produkty matujące,żele niemal wysuszające itp. Sęk w tym ,że nadal tak jest. Ok. ,mamy większy wybór,  szerszy dostęp do mniej znanych marek czy ogólnie lepszy zasięg co do produktów zagranicznych ,recenzji i opinii na ich temat. Będąc blogerką już parę lat (jeśli ktoś śledzi ten blog od początku,wie,że nie jestem początkująca, były inne blogi tylko w innej kategorii, byłam przez cały czas  czytelniczką kosmetycznych blogów) zauważyłam,że zwłaszcza przy cerach tłustych/mieszanych/trądzikowych nie zwraca się uwagi na jeden podstawowy tytułowy aspekt.

Zarówno pani w drogerii czy aptece przy wymienionych wyżej typach skóry doradzi żel antybakteryjny, krem matujący,piankę myjącą te wszystkie produkty łączy jedno czyli ogółem wysuszenie. Są różne marki,różne produkty jasne znajdą się takie które tego nie zrobią,ale sugerowane do tych cer owszem szczególnie w takim zestawieniu. Pamiętam jak bodajże ponad 2 lata temu zdecydowałam się na cała gamę produktów od Pharmaceri nie było żadnego wow, szczerze powiem,że efekty były nikłe. Nie było lepiej,ani gorzej ,niespodzianki się zdarzały nie było ich  mniej, ogółem za taką cenę (ponieważ nie oszukujmy się sumując to nie jest mała kwota spodziewałam się lepszych efektów). Przy Ivostinie było trochę lepiej,ale czemu o tym piszę? Właśnie kilkanaście tygodni temu kiedy to lekko zapomniałam o większej pielęgnacji buzi zimą,a potem leczyłam ją z suchych skórek zauważyłam coś niezwykłego. Ogromną,ale to przeogromną pozytywną zmianę,lepszego stanu skóry własnie poprzez KLUCZ. 

Czym jest klucz? Czynnością/etapem w pielęgnacji skóry o której zwłaszcza przy już wspominanych się zapomina i spycha na 3 plan bo po co? A właśnie po to,tu tkwi sekret w NAWILŻANIU.

Po kilku latach myciu żelami,stosowaniu toników anty trądzikowych, kremów matujących i kto wie co jeszcze. Uzyskałam naprawdę świetny stan skóry poprzez zwykle nawilżenie. Na ten czas pożegnałam podkład czy korektor najzwyczajniej ich nie potrzebowałam. Efekt nie był wieczny,ale późniejsze 'pogorszenie' było kwestią zupełnie innych powodów. A same 'niespodzianki' to już zupełnie inna kwestia. Jak sama nazwa wskazuje trudno jest je przewidzieć ;] 

Zdecydowałam się napisać,ten post ponieważ to naprawdę ważny aspekt,tak na dobra sprawę podstawowy. Niestety mówi się o tym wciąż za mało,w blogosferze również,natknęłam się na posty tego typu zaledwie na kilku blogach,a jakby nie było to zwłaszcza młode pokolenie najchętniej 'pobiera' takie informację z internetu.
 Przy cerach mieszanych,tłustych i trądzikowych zauważyłam,że spycha się go na poboczne tory twierdząc,że najważniejsze jest poprawne oczyszczenie, tonizacja ok to jedno ,ale nawilżenie jest równie ważne. Na wielu stronach informacyjnych czy u wspomnianych paniach w drogeriach czy aptece natkniecie się na takie sformułowania i na gamy produktów dermo kosmetycznych czy drogeryjnych o takim działaniu. Jasne przy mocno tłustych cerach ,to może się sprawdzić. Pewnie u części z was tak jest. Tak naprawdę teraz wszędzie można dosłownie 'nadziać' się na złote rady jak to radzić czy postępować z takim ,ani innym rodzajem cery. Ale zanim się do tego dostosujemy spróbujmy zaobserwować naszą skórę, dostarczać jej tego czego potrzebuje,nie wysuszajmy jej. Naprawdę to się mija z celem. Tak było u mnie wiec na własnym przykładzie prezentuję wam tę notkę. 

Półki uginają się od produktów oczyszczających ,kremów matujących które niestety wysuszają skórę która w odpowiedzi produkuje jeszcze więcej sebum i tak błędne koło się zamyka. Im bardziej ją przesuszamy tym więcej sebum musimy z niej zbierać. I tutaj właśnie chciałam się zatrzymać. Gdy o tym pomyślimy wydaje się bez sensu,po co nawilżać skórę która sama dostatecznie to robi,aż za nad to. Nie przedstawię wam chemicznego pkt widzenia,ale wbrew pozorom to ma sens. Nie twierdzę,że samo nawilżenie będzie rozwiązaniem wszystkich problemów,ale myślę,że warto spróbować. Oczywiście oczyszczać i tonizować skórę trzeba. Jednak nie używajmy na raz bardzo oczyszczających (mogących spowodować przesuszenie produktów),no chyba,ze rzeczywiście wasza skóra tego potrzebuje i dobrze na to reaguje. Odpowiednie zestawienie produktów to też kwestia próbki błędów i do tego znajomości czego nasza buzia nie lubi,a co jej przypada do 'gustu'. Macie w swojej pielęgnacji takie produkty? Co najlepiej się u was sprawdza (zestawy)? A przede wszystkim nawilżacie swoją skórę? 


niedziela, 8 czerwca 2014

Mabelline,24hour color tattoo 'on and on bronze' i 'forever turquise' - recenzja + swatche

Czas na recenzję jednych z najbardziej sławnych w blogosferze cieni do powiek w kremie. Ślicznych zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. Będąc szczera pierwszy (On and  on bronze ) kupowałam na 'czuja' opierając się tylko i wyłącznie na blogosferze i swatchach dziewczyn. Zapłaciłam za niego pełną cenę,bez żadnej zniżki czy promocji jak dla mnie 25 zł to nie jest mało jak za cień,ale w 100% nie żałuję tego zakupu. co potwierdza fakt,że dokupiłam inny kolor ;]


Od producenta:'Odważ się nosić Color Tattoo 24hr- kremowo - żelowy cień do powiek. Aż do 24 godzin utrzymywania się koloru. Nasza technologia pozwala na stworzenie super - nasyconego cienia. Kremowo - żelowa konsystencja pozwala na łagodne nałożenie cienia, który nie blaknie. '

Konsystencja: kremowa, ogółem zdziwiłam się,że taka forma cienia mi pasuje,jest bardzo wygodna i praktyczna. O wiele bardziej niż cieni prasowanych. Przynajmniej w moim odczuciu.

Aplikacja: dziecinnie łatwa,cień ma na tyle dobrą konsystencję,że można nakładać je palcem,bez użycia lustra. Jeśli chodzi zaś o blendowanie nie sprawia to żadnych trudności ;]

Kolor: On and on bronze to połyskujący jednocześnie delikatny,brąz mieniący się złotem. Natomiast Turquise Forever jest również połyskującym (z drobinkami brokatu) mocnym lecz świeżym turkusowym (jak sama nazwa wskazuje )odcieniem.

Gama kolorystyczna: obecnie kolorów jest całkiem sporo,oczywiście mniej niż na rynku zagranicznym. Nie wiem czy to na tyle realne,by wprowadzono i do nas te kolory, (było tak z turkusem) ,mnie urzekają;  'Bold Gold', 'Edgy Emerald'. Biorąc pod uwagę popularność tych cieni,to całkiem możliwe.

Pigmentacja: bardzo dobra,wystarczy niewiele by pokryć powiekę,a kolor jest  intensywny.


to ten sam cień ;)

Trwałość: bardzo dobra,cień wytrzymuję naprawdę kilka ładnych godzin bez bazy w nie nagannym stanie,nie są to 24 h ,ale długi czas ok.4-5 u osób z tłusta cerą w tym powiekach to wcale nie łatwy do spełnienia wymóg, z bazą jest to czas  o wiele dłuższy ok.8 godzin bądź więcej. Malując się w południe bądź rano,wieczorem mniej więcej o 22 bądź 23 cień jest na swoim miejscu w nienaruszalnym stanie.Poza tym świetnie sprawdza się jako eyeliner ;)

Opakowanie: szklany (dzięki czemu gdy np. nie mamy testerów w drogerii  możemy zobaczyć jak wygląda dany kolor,oczywiście to nie to samo,ale zawsze coś)słoiczek zakręcany plastikową zakrętką.  Bardzo wygodne,eleganckie i poręczne rozwiązanie. Do tego zajmuje mało miejsca,kolejny plus ;)

Cena: stacjonarnie 25zł, często można 'nadziać' się na promocję ,jego turkusowego brata udało mi się dorwać za 16 zł.

Dostępność: wysoka; drogerie Rossman, SuperPharm, Natura, Hebe.


wtorek, 3 czerwca 2014

Just Pink ! - eye make up

Od dawna szukałam fajnego na pigmentowanego wyrazistego różowego cienia, zastanawiałam się w sumie wciąż się zastanawiam nad paletką Sleek "Good girl" kolorki są ciekawe część matów część pereł,sęk w tym,że trudno ją dostać i nie mówię tu o sklepach stacjonarnych (przyznać mi się u której z was wgl. można kupić paletki Sleek-a w waszej okolicy?) Skoro jest problem by kupić coś w internecie, nie jest dobrze ,Good Girl to paletka z serii limitowanej i w większości znanych mi sklepów internetowych z których korzystałam widnieje jako produkt którego obecnie nie ma co nikogo nie dziwi swoją drogą A kupienie paletki z samymi różowymi cieniami (perlistymi,matowymi,satynowymi -mix) graniczy z cudem!

poszukiwana "Good girl" marki Sleek


Tak więc postanowiłam, kupić najbardziej potrzebny odcień ,najwyżej dokupię resztę sama jeśli nie znajdę innego wyjścia. Pomysł na użycie tak wyrazistego koloru przyszedł po obejrzeniu MV Lee Hi do singla Rose (pojawił się tutaj). Głównym akcentem tego makijażu jest matowy różowy cień marki My Secret z serii MATT no.503. do tego standardowo 2 cienie z paletek Technic "Electric Beauty' i Gosh '22' których recenzję oraz swatche możecie obejrzeć i przeczytać tu.




Jak wam się podoba?



poniedziałek, 2 czerwca 2014

Paese pomadka z olejkiem araganowym no.1 - recenzja

Po krótce:
"Lipstick with argan oi marki PAESE.Pomadka z dodatkiem oleju arganowego. Utrzymuje się przez długi czas, nadając ustom wyjątkową gładkość oraz intensywny kolor. Kremowa i delikatna konsystencja dobrze się rozprowadza i idealnie przylega do warg. Posiada właściwości pielęgnujące i nawilżające"

Konsystencja: szminka jest tępa, trudno nią 'manewrować'. Z początku tego nie zauważyłam,bo nakładałam ją na mocno nawilżający balsam. Co ważne moja była dość 'wysoka' osadzona do tego stopnia,że przy jednym z otwarciach wyleciała cała z opakowania. Na szczęście udało mi się ją uratować,odcięłam kawałek by 'wierzchołek' nie przylegał do skuwki/zatyczki opakowania.

Kolor: wyrazisty,ale nie rażący zimny róż, trochę kojarzy mi sie z Barbie. Choć nie przypomina go wgl.na ustach. Zależnie od swiatła,przybiera różne odcienie od zimnego po całkiem ciepły i wyrazisty róż.



Zapach: najbardziej kojarzy mi się z kwiatami,lecz nie wyczuwam tu czegoś, konkretnie. Nie jest to woń świeżo zerwanej stokrotki, jest nie co chemiczny. Totalnie nie jest wyczuwalny na ustach.

Opakowanie: elegancki sztyft wykonany z połyskującego plastiku. Trudno mi ocenić jego 'twardość' ponieważ pomadka mi nie upadła. To samo dotyczy trwałości gdyż mam ją nie na tyle długo,napis "PAESE" oraz charakterystyczny znaczek tej marki nie uległy zatarciu mimo,że podejrzewałam,że stanie się to bardzo szybko.

Wrażenia: Przede wszystkim ,nie wysusza,ani nie nawilża. Swoja drogą nie oczekiwałam nawilżenia, nie wierzę,w te cudowne nawilżające działanie pomadek kolorowych czy szminek. Cieszy mnie za to ,że ich nie przesusza. Jednak sama jej aplikacja pozostawia dużo do życzenia jak pisałam powyżej. Podoba mi się jej kolor,zarówno w opakowaniu jak i po nałożeniu. Co do trwałości,cóż kategorycznie za krótko bez jedzenia i picia ok. 2 h bądż mniej. Co do wydajności ciężko mi cokolwiek powiedzieć, wgl w tej kwestii przy pomadkach/szminkach nie wiem co napisać.Tak naprawdę wszystko zależy,od tego czy używa się jej/ich na co dzień czy okazyjnie. Schodzi niezbyt równomiernie. Może lekko podkreślać suche skórki.

Dostępność: sklep internetowy Paese,sklepy internetowe np. ladymakeup, oraz stacjonarne stoiska. Cena ogólna to ok.24 złote. Ja skorzystałam z promocji -50%.

Czy zakupię ponownie ? Szczerze mówiąc za tę cenę ,przy tych 'właściwościach' nie zamierzam (najbardziej irytuje mnie jej trwałość ;/ ). Mam zbyt duże obawy przed resztą szminek z tej serii  do tego przy zakupie tej żaden z kolorów nie wpadł mi w 'oko'. Cieszę się,że zakupiłam ja na promocji za połowę ceny.

Soraya ultra lekki krem nawilżający- recenzja


Opis:
'Ten krem to ultralekkie pielęgnacyjne muśnięcie idealne dla młodej cery. Nałożony z samego rana zapewni skórze nawilżenie i satynową gładkość , bez uczucia obciążenia, czy tłustości. Krem przyjemnie się nakłada i błyskawicznie wchłania, stanowi doskonałą bazę pod makijaż, zarówno ten dzienny jak i imprezowy.
Aqua Formula: morelowy nektar – owocowy suplement dla skóry, który dostarcza jej składników nawilżających i przyjemnie wygładza powierzchnię naskórka. Sweet H2O – roślinny cukier, który zatrzymuje wodę w naskórku, chroni go przed wysuszeniem i cudownie wygładza. Olej z orzechów makadamia – doskonale regeneruje i wzmacnia barierę naskórkową. Dostarcza skórze cennych składników odżywczych, dzięki czemu poprawia jej wygląd i kondycję.' 


Konsystencja: przypomina mi  lotion,z jednej strony lekki wodnisty z drugiej jak na lekki krem jest zwarty.

Kolor: rozbielona morelka


Zapach: teoretycznie morelowy,ale dla mnie nijaki. może to dlatego,że nie jestem fanka moreli? Co ważne nie jest przesadnie perfumowany,ani specjalnie  chemiczny więc szybko znika po aplikacji

Opakowanie: plastikowy słoiczek,z czarną zakrętką w takim słodkim lecz pin up stylu. Całość wygląda trochę tandetnie.


Działanie: krem teoretycznie powinien być używany pod makijaż ,ja osobiście w ostatnich miesiącach rzadko wykonuję pełny makijaż (podkład,puder itd) ku i mojemu zdziwieniu moja cera ostatnio nie przysparza mi kolejnych kłopotów więc stawiam przede wszystkim na jej pielęgnację,a nie kolorówkę. Szukając kremu zależało mi przede wszystkim na dwóch cechach : standardowym lekkim nawilżeniu na porę wiosnenno-zimową i właściwościach nie zapychających. Do tego kremu byłam nastawiona niezbyt pozytywnie,sama nie wiem czemu jak dotąd miałam do czynienia z tonikiem i maseczką do twarzy tej marki,nie były wybitne ,ale krzywdy też nie zrobiły. Myślę,że sformułowanie: 'do wszystkich typów cery" nie zachęca mnie osobiście do kupna tego typu produktów szczególnie,jeśli chodzi o pielęgnację zarówno skóry czy włosów. Jednak pomimo mojego nastawienia kremik okazał się dobry. Przede wszystkim nie zapchał/nie pogorszył stanu cery,wystarczająco nawilżał nie sprawił,że skóra przetłuszczała się jeszcze bardziej. Do tego jego aplikacja jest bardzo przyjemna ma się uczucie tzw.mokrej twarzy przy jego błyskawicznym wchłanianiu. Jego wydajność również oceniam na duży plus, wystarczy niewiele.

Dostępność: drogerie Rossmann, supermarkety.

Cena: ok.16 zł

Czy kupię go ponownie? Mam go jeszcze ponad 3/4 opakowania więc siłą rzeczy szybko się nie rozstaniemy