czwartek, 8 sierpnia 2019

Pilaten Black Mask, czarna maska oczyszczająca - recenzja

Opis:
"Niezwykle skuteczna, głęboko oczyszczająca maska typu peel-off na nos, czoło - strefa T lub całą twarz.
Usuwa zaskórniki, wągry i inne zanieczyszczenia. Rozjaśnia, wygładza cerę, zmniejsza pory."


Skład: Water, Polyvinyl Alcohol, The Daily Dye, Glycerol, Propylene Glycol, The Diazonium Imidazolidinyl Urea, Iodopropynyl Butyl Carbamate.

Konsystencja: lejąca- klejąca ,dosłownie wylewa się z opakowania przez to również łatwo się nią wybrudzić 

Zapach: przypomina mi perfumy, intensywny

Kolor: czarny

Działanie: używałam ją głównie na nos i  nie zauważyłam spektakularnego działania było minimalne, u mnie lepiej sprawdza się domowa maseczka z węglem. Ściąganie z nosa jest bezbolesne,natomiast z całej twarz już nie. Efektem jaki zauważyłam po nałożeniu na buzię to wygładzenie- miękkość. Więcej z nią zachodu niż to warte. Po pierwsze o czym nie wiedziałam przed jej zakupem przed każdym użyciem trzeba wykonać parówkę. Poza tym długo schnie (u mnie ponad 20 minut), ciężko ją równomiernie nałożyć i jak już wspominałam brudzi wszystko wokół.

Opakowanie: miękka tubka,bardzo łatwo wydobyć produkt

Pojemność: 60 ml

Dostępność: sklepy internetowe, superpharm

Cena: ok. 16 zł

Czy kupię ponownie? Nie

niedziela, 4 sierpnia 2019

wibo cienie do powiek viva a viva i zmalowana #mychoice recenzje

O współpracy wibo z Karoliną i Marty dowiedziałam się jakoś przez przypadek, Karolinę kiedyś oglądałam, Martę jeszcze teraz czasem też. Zdziwiło mnie to bo obie dziewczyny kojarzyły mi się z markami z wyższej półki cenowej. Mi samej marka wibo kojarzy się z łatwo dostępnymi, tanimi kosmetykami, często tworzą odpowiedniki innych droższych marek. Szczerze mówiąc chyba nie miałam nigdy nic od wibo, raz kupiłam korektor w pisaku,ale w końcu go nie używałam (po prostu przestałam używać korektorów w tamtym czasie). Sama współpraca jakoś mnie mocno nie zainteresowała,ale tak spojrzałam na kolory cieni i to mnie ujęło. Sam pomysł na możliwość kupna 2 małych cieni uważam za wielki plus bo np. ja nie kupiłabym pełnej paletki gdy interesują mnie z niej 2 czy 1 kolor, a tak każdy może znaleźć coś dla siebie. Od kilku dobrych miesięcy poszukiwałam cienia o kobaltowym odcieniu, przejrzałam masę stron, nawet 1 kupiłam niestety okazał się ciemniejszy niż na zdjęciach i do tego współpraca okazała się trudniejsza niż przypuszczałam,ale o szczegółach dowiecie się z innego postu. Dlatego gdy go zobaczyłam, po prostu musiałam go mieć. Cena regularna 13 zł (za 2 cienie) również przemawiała za jego kupnem. U Karoliny natomiast upatrzyłam komplet 4.Mistery zainteresował mnie fioleto-niebieski ponieważ rożnie był opisywany, choć fioletów praktycznie nie używam ten odcień miał w sobie coś wyjątkowego, ciepły żółty też by mi się przydał bo niestety ten z glamshadows nie podoba mi się na oku.


I tu zaczęła się zabawa w chowanego,bo cienie miały wyjść od kwietnia cokolwiek miało to znaczyć, może było to naiwne,ale byłam 1 kwietnia w rossmannie (szczerze nawet nie poszłam tam specjalnie po prostu mijałam nie było, pomyślałam ok jest jeszcze wcześnie. Potem w rożnych dniach, na początku ,w środku miesiąca w sumie zwiedziłam 6-8 Rossmannów w przeróżnych dzielnicach podobnie nie jechałam po cienie po całym mieście po prostu byłam w okolicy załatwiając inne sprawunki. w niektórych Rossmannach była część kolekcji #mychoice np. cienie pojedyńcze, w innych pozostałe kolory współpracy i dowiedziałam się,że wibo nie jest w każdym Rossmannie (w jednym jej nie prowadzili). Pierwszy dorwałam jakoś w połowie kwietnia duet od Zamlowanej 2.Indigo Bunting, cienie Karoliny dopadłam dopiero w maju. Na instagramie dowiedziałam się,że nie byłam sama w tych poszukiwaniach wiele dziewczyn błąkało się po mieście w poszukiwaniu tej kolekcji/kolaboracji. Jeśli dotarliście do tej części w której będę rzeczywiście omawiać cienie bardzo gratuluję,bo nie planowałam się tak rozpisać ;)

wibo&zmalowana #mychoice - 2.Indigo Bunting

Skład:  Talc, Mica, Ethylhexyl Stearate, Bis-Diglyceryl Polyacyladipate-1, Caprylic/Capric Triglyceride, Magnesium Stearate, Calcium Aluminum Borosilicate, Caprylyl Glycol, Calcium Sodium Borosilicate, Phenoxyethanol, Silica, Hexylene Glycol, Tocopheryl Acetate, Tin Oxide, Hydrolyzed Collagen, Hydrolyzed Silk, Maltodextrin, CI 77891, CI 74160, CI 42090.
Skład dostępny jest na stronie wibo,nie ma go na opakowaniach wkładów

Konsystencja: oba cienie są niesamowicie gładkie,wręcz jedwabiście (podejrzewam,że to zasługa jedwabiu który jest w składzie), trochę się pylą przy nakładaniu pędzelkiem,ale ja robię oczy na początku potem ścieram to co się osypało więc nie jest to dla mnie duży mankament. Aktualizacja: kobaltowy cień zaczął się scalać tworzyć twardsze miejsca co czuć zwłaszcza przy nakładaniu cieni palcem i widać na powyższym zdjęciu.

Pigmentacja: jaśniejszy smerfowo-syrenkowy cień na duży plus powiedziałabym takie 4/5 ,zobaczycie na swatchach takie jednorazowe pociągnięcie wypada w porządku, natomiast kobalt gorzej,ale nie beznadziejnie, tak średnio (przy jednorazowym pociągnięciu).

przy większej aplikacji cienia kobaltowego -ciemniejszego

Kolory:  idealny odcień kobaltu jakiego szukałam, smerfowo-syrenkowy też jest piękny mam już podobny z inglota.

Trwałość: tutaj jest największy mankament w obu kompletach, cienie po prostu blakną kolor się rozmywa,nie wiem czemu się tak dzieje. I to nie po jakiś 8-10h ale nie patrzyłam na zegarek, tak gdzieś po godzinie zaczyna blednąć, jeszcze póki ktoś bierze ze sobą cienie itd w drogę  i będzie to poprawiał i nie będzie mu to przeszkadzało,ja do tych osób nie należę, noszę podręczne kosmetyki,ale raczej jeśli nie zdążę się pomalować w domu niż miałabym poprawiać makijaż oka co godzinę.  Testowałam je zarówno w upalne jak i po prostu ciepłe dni i efekt był ten sam, zrobiłam test na dłoni i one w warunkach domowych zachowują się identycznie

Opakowanie: posiadam wkłady które niestety nie są magnetyczne (na co skrycie liczyłam) bo nie wejdą do magnetycznych paletek,nie posiadają też wieczek tylko plastikowe osłonki, spotkałam się z gorszymi opakowaniami wkładów (czyt.nabla) więc bez szału i be tragedii.

Dostępność: drogerie Rossman

Cena: 12,99 zł

wibo& viva a viva #mychoice - 4 mistery
Skład:
Mica, Talc, Silica, Zinc Stearate, Lauroyl Lysine, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Bis-Diglyceryl Polyacyladipate-1, Ethylhexyl Stearate, Caprylic/Capric Triglyceride, Caprylyl Glycol, Phenoxyethanol, Hexylene Glycol, Tocopheryl Acetate, CI 77891, CI 77510, CI 15850, CI 45410.
Skład dostępny jest na stronie wibo,nie ma go na opakowaniach wkładów

Konsystencja: oba cienie/komplety są niesamowicie gładkie,wręcz jedwabiście, (podejrzewam,że to zasługa jedwabiu który jest w składzie) trochę się pylą przy nakładaniu pędzelkiem,ale ja robię oczy na początku potem ścieram to co się osypało więc nie jest to dla mnie duży mankament.

Pigmentacja: cień żółty na duży plus powiedziałabym takie 4/5 ,zobaczycie na swatchach takie jednorazowe pociągnięcie wypada w porządku, natomiast fiolet gorzej,ale nie beznadziejnie, tak średnio (przy jednorazowym pociągnięciu). to podobna sytuacja jak przy komplecie zmalowanej.
jedno pociągnięcie z mniejszą ilością cienia


Kolory: ciepła żółć jest dla mnie ideałem żółci,nie jest za ciepła taka akurat, nie wyglada na oczach niezdrowo, fiolecik bo jednak okazał się fioletem nie błękitem jest równiez niezwykły, nie spotkałam jak dotąd takiego koloru jako cień, jest prześliczny i mówi to osoba która nie jest fanką fioletów na oczach ;)


Trwałość: tutaj jest największy mankament w obu kompletach, cienie po prostu blakną kolor się rozmywa,nie wiem czemu się tak dzieje. I to nie po jakiś 8-10h ale nie patrzyłam na zegarek, tak gdzieś po godzinie zaczyna blednąć, jeszcze póki ktoś bierze ze sobą cienie itd w drogę  i będzie to poprawiał i nie będzie mu to przeszkadzało,ja do tych osób nie należę, noszę podręczne kosmetyki,ale raczej jeśli nie zdążę się pomalować w domu niż miałabym poprawiać makijaż oka co godzinę. Testowałam je zarówno w upalne jak i po prostu ciepłe dni i efekt był ten sam, zrobiłam test na dłoni i one w warunkach domowych zachowują się identycznie.

Opakowanie: posiadam wkłady które niestety nie są magnetyczne (na co skrycie liczyłam) bo nie wejdą do magnetycznych paletek,nie posiadają też wieczek tylko plastikowe osłonki, spotkałam się z gorszymi opakowaniami wkładów (czyt.nabla) więc bez szału i be tragedii.

Dostępność: drogerie Rossman

Cena: 12,99 zł

Podsumowując: kolory przepiękne, konsystencja zaskakująca dobra w większości, niestety trwałość jest jaka jest co nie powiem spowodowało,że rzadko po nie sięgam bo najzwyczajniej szkoda mi mojej własnej pracy która samoistnie zanika. Mam słabość do fioletu,ale to w sumie tyle bo efekt który uzyskuje jest krótki. Na początku zastanawiałam się jeszcze nad pomarańczami,ale w tej sytuacji nie zamierzam inwestować kolejnej gotówki,jak i tak nie mam co zrobić z tymi które posiadam.

Naturalne produkty do włosów które u mnie nie wypaliłyy czyli maska Anwen i odżywka Yope recenzje

O obu markach słyszałam, yope znam z widzenia od dawna zarówno z eko sklepów jak i z blogosfery, raz zakręciłam się wokół ich kremu do rąk (nie oszukujmy się to ten zapach herbaty),ale okazało się,że to lekki kremik więc podziękowałam. Wiem,tez że ich produkty słyną z intensywnych zapachów co mnie do nich nie przyciągało. O marce Anwen dowiedziałam się stosunkowo niedawno, zdziwiło mnie pozytywnie  jak łatwo dostępne są jej produkty dosłownie spotykałam je na półce w hipermarkecie. Przy okazji internetowych zakupów stwierdziłam,że wrzucę i próbki. Mam włosy do ramion więc produkty do włosów zużywają się u mnie bardzo powoli więc wolę zainwestować wpierw w próbkę by wiedzieć czy warto. 

Anwen kokos i glinka maska do włosów nisko porowatych. 

Sam pomysł na podział produktów zgodnych z ich porowatością uważam,za świetny. Grafiki czyli wizualna część również na plus zarówno na próbkach jak i pełnowymiarowych opakowaniach, zdarzają się zabawne nazwy.
Opis i Skład :
Konsystencja: ok, nie mega gęsta,nie spływająca

Zapach: czytałam o tym wcześniej,ale jakoś nie brałam specjalnie pod uwagę,ale naprawdę dla mnie do kostki do czyszczenia toalety bym nie porównała (co widziałam na wizazu), ale do mleczka do czyszczenia płytek owszem połączonym  z płynem do mycia naczyń, na szczęście nie jest ostry/mocny i nie czuć go na włosach. Uff

Wydajność: użyłam jej 3 razy,ale cała saszetka starcza na 5-6 użyć na krótkich lecz gęstych włosach. 

Cena próbki: ok.3 zł za 10ml

Działanie: nakładana na wcześniej olejowane włosy dawała dla mnie bardziej efekt odżywki niż maski, co mnie zdziwiło (nie pamiętałam z opisu,że ma takie właściwości) ,trochę działała na poszerzenie objętości, ale zdecydowanie mniej niż szampon wierzbicki&schmidt, nie zauważyłam większego nawilżenia, włosy nie były po niej suche,ale nie specjalnie miękkie, nie tak miękkie i wygładzone jakie mogą/umią być. Bez oleju efekt był o wiele wiele mniejszy i jeszcze mniej odczuwalny. Porównałabym jej działanie solo z bardzo lekką przeciętną odżywką, bez szału. trzeba wsiąść pod uwagę,że używałam tego produktu w lato kiedy nie jest zimno i włosy są w lepszej kondycji, nie wyobrażam sobie używanie jej w zimie czy na jesieni. 

Dostępność: drogerie kontigo, drogerie internetowe

Yope odżywka do włosów normalnych mleko owsiane miniaturka
Opis:
"Naturalna odżywka do włosów normalnych – wzmacnia, nadaje miękkość i połysk, ułatwia rozczesywanie. Charakter zapachu: sielski, przyjemny, naturalny, ciepły, jak aromat świeżo skoszonego zboża."

Skład:
Zapach: słodki, ale nie za słodki, nie przeszkadza

Konsystencja: gęstsza niż maska Anwen, do tego stopnia,że mimo pełnego opakowania musiałam naciskać plastik by ją wydobyć. 

Działanie: ze wszystkich odżywek yope ta najbardziej do mnie przemawiała, nałożona na olej była ok bez szału ,natomiast bez oleju efekt wgl. do mnie nie trafiał, było czuć,że czegoś się użyło ,ale podobnie jak w przypadku maski od anwen włosy nie były specjalnie miękkie, wygładzone czy sypkie,a na drugi dzień to jakby się niczego nie użyło. Dla mnie wypadła gorzej niż maska Anwen. trzeba wsiąść pod uwagę,że używałam tego produktu w lato kiedy nie jest zimno i włosy są w lepszej kondycji, nie wyobrażam sobie używanie jej w zimie czy na jesieni. Zastanawia mnie to,czemu się nie dogadaliśmy używałam już maski z proteinami przecznicy i działała super tyle,e była na silikonach. Ostatnio nie używałam preparatów proteinowych więc przeproteinowanie też odpada. 

Wydajność: przy mojej długości włosów to pewnie na kilka miesięcy, użyłam jej 3 razy i wiem ,że ja już jej używać nie będę,choć miałam najlepsze chęci. Może stwierdzicie,że to za krótki czas by ją scharakteryzować,ale dla mnie nie, znam i mam produkty które są naturalne i ich działanie pokazuje się na już i szczerze mówiąc nie chcę kombinować z tą odżywką,nie powiem zniechęciłam się do jej dalszego używania i wypatrywania lepszych rezultatów. 

Cena miniatury: 5 zł bez grosza/ 40ml

Dostępność: drogerie kontigo, drogerie internetowe

Mimo tej przygody, nie zakańczam znajomości z naturalną pielęgnacją, cieszę się,że zakupiłam próbki,a nie pełnowymiarowe opakowania. Udało mi się odkryć produkty naturalne które dają super efekty do których wracam i nie raz ratowały moje włosy. Jak się przekonałam nie muszą być drogie,a skuteczne i wydajne (sprawdziłam gdy miałam długie włosy). Tym postem nie chcę was zniechęcić do tych produktów, tylko zdać relację z tego,że nie są dla mnie. Macie coś z tych marek? Jakie są wasze wrażenia z ich stosowania?